Jeni Szeri
grudzień 29, 2015

Choroba i śmierć Mickiewicza

Przebieg dnia : 7 rano – Służalski relacjonował, że Mickiewicz „…wstał raptem z łóżka mając niby mdłości… Ja przystąpiłem prosząc, by język pokazał, odrzekł mi, że to nic, to żółć i zaczął śmiać się mówiąc: Ty, jak widzę, jak Józio w czasie choroby matki: kto tylko się do domu pokazał, pytał: pokaż język. – Znienacka zaraz wśród rozmowy potocznej natrąciłem, że by może nieźle było doktora się zaradzić, (…) – Daj pokój, to nic, ot każ mi prędzej dać kawy. Wypił jak zwykle koło 8-mej szklankę kawy z kajmakiem (gęstą śmietanką), bez cukru i z małym jak dwa palce kawałkiem chleba; zaczął tytoń palić” 9-10 rano – Ludwika Śniadecka: „Z rana posłałam do niego z listami (…) – chciałam, żeby przeczytał – Służalski mi odpisał (…), że Mickeiwicz słaby w łóżku, ale że nie ma nic niebezpiecznego – żołądek chory – listy czytał…” 10 rano – „Około 10 z rana wszedł pułkownik Kuczyński (Skinder-Bej) – [Mickiewicz] rozmawiał długo z ogniem o Polsce – Polakach – dużo o Sadyku Paszy – Kozakach, Melekli-Alim – o Egipcie – bo Kuczyński przyszedł z pożegnaniem.” W tym czasie odwiedził Mickiewicza również Emil Bednarczyk: „zastałem w jego pokoju panów Armand Lévy’ego, sekretarza, Henryka Służalskiego, jego adiutanta a przy łóżku siedzącego pułkownika Kuczyńskiego. Mickiewicz sam leżał, ubrany zupełnie prócz tużurka, którego jeszcze nie był wdział, na łóżku i …żywą prowadził rozmowę o literaturze naszej z Kuczyńskim(…)” 12-13 po południu – nastąpił nagły atak choroby. Bednarczyk relacjonował: (…) zobaczyłem Mickiewicza rozebranego do koszuli, bladego jak trup, stojącego we drzwiach swego pokoju z bosymi nogami i trzymającego się oburącz futryny drzwi, by nie upaść, bo wierzch ciała miał w tył pochylony.(…) rąk od futryny drzwi nie odpuszczał, bo spazmatycznie ją był pochwycił, starałem się jedną ręką jego jedną rękę od futryny oderwać, trzymając go drugą wciąż w pół objętego, co gdy po wysileniu się wreszcie mi się udało (…) ciało jego, którym już wcale nie władał, tak mi zaważyło, żem z nim razem padł na podłogę, ledwie na kolanach moich wstrzymać się zdołałem i temu zawdzięczam, że i upadek jego powolniejszym uczynić mogłem. […] krawiec od którego mieszkanie pomieszkanie najął, miał żonę Polkę, która usłyszawszy turkot naszego upadnięcia i usłyszawszy moje krzyki o pomoc, wpadła do pokoju Mickiewicza i do łóżka wnieść mi go pomogła […]; ponieważ był zimny jak lód, zaczęliśmy go trzeć rękoma i szczotkami, lecz ponieważ to nic nie skutkowało, więc pobiegła zagotować rumianku, a ja dalej go tarłem, na spirytusie zgotowany rumianek w jednej chwili był gotów – lecz pić go nie chciał – nic nie mogąc mówić ścisnął zęby tak, że pomimo wysileń moich ust otworzyć mu nie mogłem.” po 13 – Bednarczyk pobiegł po doktora – sprowadził doktora Dębickiego [Gembickiego] – lekarza wojskowego, po czym poszedł do apteki zrealizować wypisaną przez niego receptę. między 14 a 15 – Mickiewicz odzyskał na chwilę przytomność w obecności doktora Dębickiego, Pani Rudnickiej (gospodyni) i Bednarczyka 16:30-17 – powrócili Lévy ze Służalskim i zastąpili przy chorym Bednarczyka Relacja Służalskiego: „Wyszedłszy do miasta po godz. 4, we 20 minut za powrotem zastaję gospodynię domu przy łóżku, która mi powiada, że pan Adam chciał wstać i omglał. Nadbiegł Bednarzycki [Bednarczyk] z doktorem Gembickim, którego na ulicy spotkał. Doktor posłał po krople do apteki – nim te przyniesiono zaczął p. Adam skarżyć się mocniej, że mu źle i natychmiast zachrypł, i już cicho ze mną rozmawiał. – Po 1-ej łyżeczce kropli powiedział, że mu lepiej, tylko że by chciał trochę zdrzemnąć. – Po kilku minutach spokoju kazał mi zapytać doktora, czy jest jakie niebezpieczeństwo – przyjął drugą łyżeczkę kropli. Doktor zapytany przeze mnie odpowiedział: Ja nie mam wielkiej nadziei uratowania. Struchlalem. – Lecz rzekłem p. Adamowi: Niebezpieczeństwo może zagrozić, gdy się choroba wzmoże, więc nie trwożąc się trzeba lekarstwo brać – uśmiechnął się tylko na to. – Po chwili zawsze przytłumionym głosem powiedział: Weź papier i pióro, będę dyktował. Gdym stanął z papierem przy łóżku dla pisania: Nie – źle mi. – Obacz, czy nogi i ręce nie sinieją. – Chciałbym trochę usnąć – Tu pokazał mi palec wskazujący prawej ręki: Patrz, zgiąć go nie mogę. – Na to zgiąłem palec. – Acha – Ręce były zimne – nogi już gorącą wodą ogrzewaliśmy […] […] Na moją prośbę, czy nie ma co powiedzieć dla dzieci, rzekł słabo: Powiedz im, niech się kochają, i po pewnym przestanku dodał: zawsze. 18-19 – przybył ksiądz Ławrynowicz – „już z księdzem Mickiewicz nie mógł mówić” o godzinie 21 Mickiewicz umarł. Zob. Ksenia Kostenicz, Kronika życia i twórczości Mickiewicza. Styczeń 1850-26 listopada 1855, Warszawa 1978, s. 512-522.